piątek, 14 września 2012

Co komu wolno wrzucić na YouTube. Duża firma grozi internaucie sądem


Firma znanego wrocławskiego biznesmena nęka internautę, by usunął z YouTube nakręconą przez siebie wideorelację z wypadku samochodowego. Powód? Na lamborghini, którego kraksa spowodowała ogromny korek, było logo tej firmy. Zaniepokojony internauta nie wie, co robić. - Czy to normalne? Przecież to był wypadek w miejscu publicznym


Krzysztof sfilmował uszkodzony samochód, akcję straży pożarnej, pokazał, jak wypadek wpłynął na ruch uliczny - w okolicy powstał ogromny korek. - To zwyczajna relacja. Ludzi to interesuje, szukają takich informacji, chcą wiedzieć, dlaczego stali w korku - tłumaczy. Dwa dni później Krzysztof dostał zaskakującego e-maila. Przedstawiciel LC Corp, firmy należącej do Leszka Czarneckiego, zażądał natychmiastowego usunięcia wideo z internetu. Powód? Na karoserii rozbitego samochodu, który sfilmował Krzysztof, widnieje logo firmy. - Zupełnie nie spodziewałem się czegoś takiego - mówi nasz czytelnik, które przeczytał jeszcze w e-mailu dość zagadkowe zdanie: "Auto podczas wypadku nie było przez nas wynajmowane".

Nie używałem niczyjego znaku towarowego, po prostu nakręciłem uliczny wypadek

Najwyraźniej spółka Czarneckiego uznała, że film zagraża jej wizerunkowi. "Witam, nasz dział prawny zajmie się tą sprawą. Występujemy o udostępnienie Pani/Pana danych do serwisu YouTube i będziemy dochodzić swoich praw na drodze sądowej" - czytam w wiadomości, jaką Krzysztof otrzymał od jednego z pracowników spółki za pośrednictwem YouTube. Firma zarzuca naszemu czytelnikowi użycie znaku towarowego firmy bez jej zgody i grozi konsekwencjami prawnymi.

- Czy to normalne? - zastanawia się Krzysztof. - Czy ja naprawdę nie mam prawa wrzucić na YouTube filmu, który dokumentuje wypadek w miejscu publicznym? Przecież to właśnie robią dziennikarze.

Prawnik: "To absurd. Przecież firma dobrowolnie wystawiła logo na widok publiczny"

O opinię w tej sprawie poprosiłem prawnika zajmującego się prawem prasowym. - To taki absurd, że aż nie wiem, jak to skomentować - mówi Tomasz Ejtminowicz, prawnik i wspólnik Meritum Kancelaria Radców Prawnych. - Roszczenia firmy są całkowicie nieuzasadnione. Skoro oznaczyli swój samochód i to tak wyraźnymi emblematami, to sami dobrowolnie zgodzili się na wystawienie logo firmy na widok publiczny. Poruszanie się w przestrzeni publicznej jest przecież jawne. Nie ma żadnych przepisów, które pozwalałyby cenzurować tego typu zdarzenie - dodaje.

Zdaniem Ejtminowicza komunikat, jaki firma wysłała do internauty, może nawet nosić znamiona zastraszania i szantażu. - Powoływanie się przez LC Corp na prawa do znaku towarowego nie ma tu nic do rzeczy - podkreśla prawnik.

Firma LCC "nie jest zainteresowana rozmową"

Skontaktowałem się w tej sprawie z firmą LC Corp S.A. Po szczegółowym wyjaśnieniu, w jakiej kwestii dzwonię, usłyszałem, że pan Wojciech Adasik - osoba odpowiedzialna w tej firmie za kontakt z mediami - "nie jest zainteresowany rozmową na ten temat".

Na razie Krzysztof nie usunął filmu z YouTube. O sprawie w internecie robi się coraz głośniej. W chwili, gdy pisałem ten artykuł, wideo ze zniszczonym lamborghini obejrzało już ponad 156 tysięcy osób. - Tu nie chodzi tylko o mnie - mówi Krzysztof. - Czy każdy internauta publikujący takie filmy w internecie powinien spodziewać się takich gróźb? Przecież żyjemy w demokracji, mamy wolność słowa - dodaje.
Materiał pochodzi z: Alert24.pl

niedziela, 12 sierpnia 2012

GRANICE ZAKAZU FOTOGRAFOWANIA


Dzisiejszego dnia (tj. sobota 4 sierpnia 2012 r.) przytrafił mi się ciekawy przypadek. Otóż kiedy byłem w markecie na zakupach (dokładnie w Dąbrowie Górniczej w CH Pogoria), postanowiłem sfotografować telefonem komórkowym fontannę znajdującą się przed tym marketem. Miejscowi mieszkańcy na pewno znają to miejsce, pozamiejscowi niech sobie „wyguglują" fotografie tego miejsca bo jest ich mnóstwo w internecie. Nagle, znikąd zjawił się ochroniarz i zabronił mi fotografować tą fontannę, tłumacząc to zakazem fotografowania, jaki nałożyła dyrekcja marketu.
Zajście to miało spokojny przebieg i w żaden sposób ochroniarz nie naruszył mojej godności osobistej czy też nietykalności. Chciałem wdać się z nim w jakąś dyskusję, ale poza krótką odpowiedzią, że zabroniła tego dyrekcja i wymianie kilku zdań, zakończyliśmy rozmowę. Dodałem, że jeśli byłbym dziennikarzem, to nadal nie powinienem fotografować ?. Otrzymałem odpowiedź, że powinienem na fotografowanie otrzymać stosowną zgodę dyrekcji. Ja odpowiedziałem, że jedynie fotografuję dla własnej przyjemności, bez chęci dalszego rozpowszechniania tych fotografii. Przyznam szczerze, że spodziewałem się bardziej szczegółowej odpowiedzi czyli przytoczenia jakiejś bliższej podstawy prawnej, na mocy której można zabronić fotografowania. Nie otrzymałem takowej odpowiedzi, ale też i z ust pracownika ochrony nie spodziewałem się że „sypnie paragrafami". Tan problem dręczył mnie cały wieczór, bo obiekty publiczne (z wyjątkami o czym niżej) jak i budowle można fotografować a także grupy osób. Zgoda jest wymagana, jeśli chcemy upublicznić wizerunek jednej lub kilku osób, których twarze są rozpoznawalne na fotografii. I to zwłaszcza osób prywatnych lub ujęcia dotyczące ich życia prywatnego. Nie dotyczy to zaś osób pełniących funkcje publiczne, a tym bardziej jeśli fotografia jest wykonana w trakcie pełnienia przez tą osobę tejże właśnie funkcji publicznej. Ale żeby zabraniać fotografowania obiektów architektury, to już mi się w głowie nie mieści. Zacząłem się zastanawiać, czy istnieje podstawa prawna do takiego zakazu. Pogrzebałem trochę po forach fotograficznych i tam znalazłem różne odpowiedzi. Oczywiście zgadzam się z zakazem fotografowania obiektów o charakterze militarnym, strategicznym itd. Ale nie zgadzam się z tym, żeby nie można fotografować fontanny, w tle której stoi market. Tą sytuację należało by jeszcze rozróżnić na fotografowanie w środku marketu, jak i na zewnątrz. Ja fotografowałem na zewnątrz. Wchodząc do marketu, przez te śmieszne i zacinające się drzwi obrotowe, na bocznych drzwiach uchylnych zauważyłem kilka naklejek z zakazami. Były to zakaz wprowadzania psów (przekreślona ikona psa), zakaz palenia (przekreślony papieros) itd, natomiast nie zauważyłem zakazu fotografowania czyli przekreślonego aparatu. Na forum trafiłem post, że dyrekcje marketów mogą zabraniać fotografowania w regulaminie. Hmm, jakim regulaminie ?. A kto i na mocy jakiego prawa może narzucić mi treść takiego regulaminu. Ja nie jestem wcale użytkownikiem obiektu użyteczności publicznej jakim jest szpital, uczelnia itd, wiec nie muszę w ogóle wyrażać zgody na treść regulaminu. Kiedy przychodzę do marketu, to co najwyżej chcę zawrzeć prostą umowę cywilnoprawną kupna – sprzedaży. Żeby narzucić mi regulamin, to sprzedawca musiałby zawrzeć ze mną taką umowę cywilnoprawną w formie pisemnej i odesłać w niej do regulaminu. Tak się dzieje na co dzień przy udzielaniu kredytów, lokatach czy ubezpieczeniach i wielu innych. Ale nie kiedy przychodzę do marketu po codzienne zakupy. Wiec pomysł uzasadniania regulaminem odpadł. Inna furtka, jaką znalazłem w internecie to były przepisy Kodeksu Cywilnego o własności, przede wszystkim art. 140 KC, jako podstawy zakazu fotografowania. Ale moje zachowanie w żaden sposób nie ograniczało, ani nie umożliwiało korzystania z własności. Żadne z uprawnień do korzystania z własności nie zostało naruszone. Zresztą to nie miejsce na głębokie wywody cywilistyczne odnoszące się do „prawa" do sfotografowania obiektu budowlanego. Znalazłem też nawiązania do prawa autorskiego/patentowego czy też prawa prasowego. Ale te drogi też nie dają żadnych rozwiązań. Nie jestem dziennikarzem i nie występuję z prośbą o wywiad prasowy – ja tylko chce pstryknąć kilka fotek. Nie fotografuje też cudzego wynalazku, aby później tą tajemnicę upublicznić. Żadne z możliwych argumentów nie stanowią podstawy do takiego zakazu. Nawet nie chce myśleć, co mogło by się dziać, gdybym wewnątrz zrobił ponętną fotografię radio budzika marki Watson lub mini wieży LG. Najpierw ktoś wystawia daną rzecz do publicznego oglądu, z ofertą sprzedaży. A nie pozwalał by fotografować tych przedmiotów ?. Na zakończenie dodam, że nie ma już zakazu fotografowania w muzeach i tego rodzaju podobnych instytucjach. Jak i nie ma obowiązku wnoszenia opłat za możliwość fotografowania. Natomiast nadal jednak potrzeba być powściągliwym w użyciu lampy błyskowej, i pytać o zgodę na jej użycie, bo ta z racji transmitowania dużej ilości światła, niszczy obrazy i inne zbiory muzealne.


P.S. Udało mi się znaleźć regulamin tego obiektu. Nie ma w nim zakazu fotografowania .... http://www.dpldg.republika.pl/regulamin-ch-pogoria.jpg

P.S. Nawet jeśli właściciel wywiesi tabliczkę z zakazem fotografowania, klient ma prawo skorzystać z telefonu i zeskanować kody kreskowe po to, by znaleźć w sieci najlepszą ofertę http://serwisy.gazetaprawna.pl/poradnik-konsumenta/artykuly/646541,w_sklepie_mozna_robic_zdjecia_aby_porownac_ceny_produktow.html

Adwokat dr Mariusz Poślednik

piątek, 20 kwietnia 2012

Twórcy wystawią YouTube'owi potężny rachunek?


Niemiecki sąd orzekł, że YouTube ponosi odpowiedzialność za materiały, które użytkownicy umieszczają w serwisie. To może zaś oznaczać, że serwis zostanie zmuszony do płacenia właścicielom praw autorskich, które zostały naruszone przez znajdujące się tam treści. Sąd nakazał też, by YouTube zainstalował dodatkowe filtry, mające chronić przed naruszaniem praw autorskich.
Wyrok sądu to wynik pozwu, jaki przeciwko serwisowi wytoczyła GEMA, organizacja reprezentująca ponad 60 000 niemieckich twórców, która w ich imieniu zbiera tantiemy. Pozew dotyczył 12 klipów wideo, które trafiły na YouTube’a, a których autorzy nie otrzymali z tego tytułu zapłaty.
YouTube prawdopodobnie odwoła się od decyzji sądu.
Materiał pochodzi z http://kopalniawiedzy.pl

wtorek, 24 stycznia 2012

Z kim rząd konsultował ACTA? Z reprezentantami twórców

W odpowiedzi na zarzuty, że polski rząd nie przeprowadził społecznych konsultacji w sprawie ACTA Ministerstwo Kultury ujawniło, do jakich organizacji przesłało projekt dokumentu. Okazuje się, że większość z nich reprezentuje twórców.

Od kilku dni internauci i przedstawiciele organizacji pozarządowych zarzucają rządowi, że nie przeprowadził społecznych konsultacji. Wczoraj minister kultury Bogdan Zdrojewski odniósł się do zarzutów, mówiąc, że „rząd podjął decyzję nie tylko o ujawnieniu tego dokumentu, ale przesłaniu go podmiotom do konsultacji społecznych dotyczących całości spraw wynikających z tych przepisów”. Dokument miał przesłać 30 organizacjom 11 maja 2010 roku.
- Jeżeli wysłanie informacji do kilku zaprzyjaźnionych organizacji jest zdaniem ministra Zdrojewskiego konsultacjami społecznymi, to najwyraźniej mamy trochę inne zdanie temat tego, co to są konsultacje społeczne – ripostował Jarosław Lipszyc z Fundacji Nowoczesna Polska. Według niego, konsultacja społeczna, „to nie jest proces, w wyniku którego od instytucji uzyskuje się potwierdzenie własnych poglądów”. – Konsultacja społeczna, to publikacja dokumentu i poddanie go osądowi wszystkich potencjalnie zainteresowanych instytucji i osób, po to, by wysłuchać ich zdania i opinii, a następnie wyciągnąć z tych opinii wnioski. Tego procesu nie było – dodaje.
Dziś po południu rzecznik ministra kultury Maciej Babczyński przysłał PAP dokument z 11 maja 2010 roku, w którym Bogdan Zdrojewski zwraca się z prośbą do 27 organizacji i instytucji o uwagi i komentarze ws. ACTA.
Lista organizacji poproszonych o komentarz
W piśmie przewodnim minister pisze, że „do tej pory negocjacje miały charakter niejawny”, ale w wyniku ustaleń dokonanych podczas ostatniej rundy negocjacyjnej (Wellington, 12-16 kwietnia br.), 21 kwietnia 2010 r. na stronie internetowej Komisji Europejskiej został opublikowany aktualny tekst negocjowanego porozumienia.
Rzecznik wymienił instytucje, do których skierowano prośbę o uwagi ws. ACTA: 1. BusinessSoftware Alliance, Sołtysiński, Kawecki & Szlęzak; 2. Federacja Stowarzyszeń Naukowo Technicznych NOT; 3. Fundacja Ochrony Twórczości Audiowizualnej; 4. Krajowa Izba Producentów Audiowizualnych; 5. Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji; 6. Polska Izba Komunikacji Elektronicznej; 7. Polskie Stowarzyszenie Wytwórców Produktów Markowych ProMarka; 8. Stowarzyszenie Aktorów Filmowych i Telewizyjnych SAFT; 9. Stowarzyszenie Architektów Polskich; 10.Stowarzyszenie Artystów Wykonawców Utworów Muzycznych i Słowno-Muzycznych SAWP; 11. Stowarzyszenie Autorów i Wydawców „Polska Książka”; 12. Stowarzyszenie Autorów ZAiKS; 13. Stowarzyszenie Dystrybutorów Programów Telewizyjnych „SYGNAŁ”; 14. Stowarzyszenie Filmowców Polskich; 15. Stowarzyszenie Ochrony Własności Przemysłowej; 16. Stowarzyszenie Polski Rynek Oprogramowania PRO; 17. Stowarzyszenie Twórców Ludowych; 18. Stowarzyszenie Wydawców REPROPOL; 19. Stowarzyszenie Zbiorowego Zarządzania Prawami Autorskimi Twórców Dzieł Naukowych i Technicznych KOPIPOL; 20. Telewizja POLSAT S.A.; 21. Telewizja Polska S.A.; 22. TVN S.A.; 23. Związek Artystów Scen Polskich ZASP; 24. Związek Artystów Wykonawców STOART; 25. Związek Polskich Artystów Fotografików; 26. Związek Polskich Artystów Plastyków; 27. Związek Producentów Audio Video ZPAV
„Nie nazywajmy tego konsultacjami społecznymi”
Listę skomentował na swoim blogu dziennikarz „Gazety Wyborczej” Tomasz Grynkiewicz. – To jest lista, o której resort pisze: „konsultacje społeczne”. Szanowny Panie Ministrze, pracuję w korporacji, której nieobojętne są prawa autorskie i ich przestrzeganie. Ja sam nie identyfikuję się z wieloma formami protestu oraz twierdzeniami wygłaszanymi przez przeciwników ACTA. Ale bądźmy uczciwi. Nie nazywajmy konsultacji z beneficjentami harmonizacji i ujednolicania przepisów o prawie własności intelektualnej, konsultacjami społecznymi – napisał.